Orlen obniżając ceny paliw naraził się urzędowi ochrony konkurencji UE. Polski koncern naftowy, Orlen, niedawno podjął decyzję o ręcznym starowaniu cenami paliw, co spotkało się z ostrą reakcją Europejskiej Komisji ds. Ochrony Konkurencji. Komisja zarzuciła Orlenowi działanie na szkodę konkurencji i promowanie monopolu na rynku paliwowym. Obniżka cen paliw wpłynęła nie tylko na samą spółkę, ale również na akcjonariuszy i innych uczestników rynku. Działanie Orlenu było uważane za niesprawiedliwe i pozbawione uczciwej konkurencji, ponieważ inne firmy nie mogły konkurować z tak niskimi cenami. W efekcie dochodzi do tak zwanych awarii dystrybutorów gdyż w ten sposób spółka Orlen tłumaczy braki niektórych paliw na stacjach. Braki są uzupełniane jednak popyt jest tak duży że podaż nie może być zaspokojona obecną przepustowością pomp w magazynach regionalnych. Paliwo jest tylko pracownicy nie nadążają tankować cystern, które dowożą paliwa na stacje. Urząd ochrony konkurencji uznał to za próbę wyeliminowania rywali z rynku i zniesienie konkurencji. W rezultacie, Europejska Komisja ds. Ochrony Konkurencji zarządziła przeprowadzenie śledztwa w sprawie Orlenu i jego praktyk cenowych. Jeśli komisja uzna, że Orlen działał wbrew zasadom uczciwej konkurencji, może nakładać na spółkę i zarząd znaczne kary finansowe. Ta sytuacja może mieć długofalowe skutki dla reputacji i pozycji rynkowej Orlenu, a także dla zaufania akcjonariuszy do sposobu zarządzania spółką. Działanie na szkodę spółki jest nie tylko niekorzystne dla samych akcjonariuszy, ale również może wpłynąć negatywnie na cały kapitał akcyjny firmy, co może prowadzić do spadku wartości akcji. Ponadto, działanie na szkodę akcjonariuszy może prowadzić do utraty zaufania inwestorów i spowodować, że trudniej będzie pozyskiwać środki na dalszy rozwój i ekspansję firmy. Orlen będzie musiał teraz skoncentrować się na obronie swojej praktyki cenowej przed Europejską Komisją ds. Ochrony Konkurencji i przekonaniem regulatora, że nie było żadnego celowego ręcznego wpływania na ceny paliw na stacjach.
Mieszkańcy Niemiec, Czech i Słowacji coraz częściej decydują się na podróż do Polski w celu zapewnienia sobie tańszego paliwa. Ta praktyka stała się niemalże powszechna wśród naszych sąsiadów, którzy podróżują do Polski, aby zatankować w swoich samochodach bak do pełna i zgromadzić zapas benzyny w kanistrach. Jednakże, choć jest to dla nich oszczędna opcja, ma to swoje konsekwencje dla naszego kraju.
Przede wszystkim, takie postępowanie prowadzi do ogromnych strat dla polskich dystrybutorów paliw. W momencie, gdy nasi sąsiedzi kupują paliwo po zaniżonych cenach w Polsce, polscy sprzedawcy tracą na tym znaczną część swoich dochodów. Z drugiej strony, mieszkańcy Polski, którzy mogą płacić niższe ceny za paliwo, nie mają na co narzekać. To niewątpliwie sprawia, że polskie stacje benzynowe są w niekorzystnej sytuacji konkurencyjnej.
Po drugie, masowy napływ turystów płacących mniej za paliwo może mieć negatywny wpływ na inflację w Polsce. Większe zapotrzebowanie na tanie paliwo może powodować wzrost cen i wpływać na koszty życia miejscowych mieszkańców. Ponadto, taka sytuacja może również prowadzić do ograniczeń w dostępności paliwa na niektórych stacjach w Polsce. Kiedy turyści z pobliskich krajów tankują swoje pojazdy, może to spowodować braki i skrócić zapasy dla kierowców polskich.
Decyzja mieszkańców Niemiec, Czech i Słowacji o tankowaniu w Polsce może być zrozumiała, zważywszy na znacznie tańsze ceny paliwa w naszym kraju. Jednakże, społeczność polska ponosi konsekwencje takiego zjawiska, które przynosi straty dla naszych dystrybutorów, wpływa na inflację oraz prowadzi do braków paliwa na stacjach benzynowych.